Gdy modlimy się przed obrazem Jezusa Miłosiernego, pewnie rzadko patrzymy na Jego stopy? Chyba najwyżej zauważamy, że są i że są w ruchu, że Jezus idzie w naszą stronę. To już coś! W opisie spotkania Siostry Faustyny z Jezusem, na podstawie którego ten obraz został namalowany, co prawda nie ma wzmianki o Jego idących w naszym kierunku stopach, ale warto się nad nimi zatrzymać, bo i one mówią o czymś niezwykle istotnym, mianowicie o pragnieniu bliskich relacji.
Często, gdy patrzę na stopy Jezusa na tym obrazie, przypominam sobie Jego słowa zapiane w „Dzienniczku” św. Siostry Faustyny: Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce Moje, gdy oni wracają do Mnie (Dz. 1728). Jakie to było dla mnie odkrycie, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że mój Bóg nie jest kimś statycznym: ociężałym, zmęczonym, obojętnym, siedzącym gdzieś na dalekim tronie… Nie! On jest Bogiem w pościgu – biega, szuka mnie i każdego z nas, poranionych grzeszników. Ściga nas! Ściga, a więc Mu na nas zależy! W tym ruchu czuć pasję, z jaką każdy z nas chce być kochany i z jaką kocha Bóg. Doskonale ilustruje ją ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym, którą wolę nazywać przypowieścią o ojcu miłosiernym, bo on jest głównym bohaterem tego opowiadania i obrazem miłosiernej miłości Ojca Niebieskiego, odrzuconej, zranionej jak stopy Jezusa na tym obrazie.
Gdy młodszy syn poprosił swojego ojca o spadek, gdy ten jeszcze żył, to tak, jakby mu rzucił w twarz: dla mnie jesteś już martwy! Ewangelia nie wspomina nic o tym, jak ojca to zabolało, że było to jak nóż w serce, że faktycznie mogło sprawić, że ojciec poczuł się jak martwy… Wiemy tylko, że nic nie powiedział, po prostu dał synowi, o co go prosił, a on odjechał. Czy ojciec pobiegł za nim? Czy go zatrzymywał, błagał: wróć, nie zostawiaj mnie, jak możesz mi to robić? Nie. Co robił ojciec w tym czasie, gdy jego syn odszedł? Może długo stał i patrzył, jak on odchodzi, aż zniknął na horyzoncie i wpatrywał się w ten punkt godzinami z nadzieją, że on zaraz wróci… Wiemy, że nie biegał za nim. Uszanował jego decyzję i czekał na kolejną, wolną decyzję swojego syna – na decyzję o powrocie do domu. Musiał bardzo intensywnie czekać, czuwać, jakby cały był skupiony na tym wyczekiwaniu powrotu syna, bo gdy ten był jeszcze daleko, ujrzał go i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go (Łk 15, 20). Taki jest nasz Bóg, nasz Ojciec! Taka jest reakcja Miłości Miłosiernej! On jest Miłością i Miłosierdziem samym! Jezus prosił Siostrę Faustynę: Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie (Dz. 1728).
Bóg idzie w naszą stronę boso, idzie ze śladami ran na stopach. Nagie, zranione stopy Jezusa… Tak przyszedł do Faustyny, tak przychodzi do każdego z nas. Co te stopy mówią o Nim? Mówią o tym, że Jego miłość jest wrażliwa, czuła, odważna, nie bojąca się zranienia, bo jej zależy, bo pragnie bliskości… My mamy z tym często problem. Wiele osób boi się bliskości, intymności – może inaczej – boi się zranienia, które wiąże się z bliską relacją. Jeśli naprawdę kochasz, będziesz zraniony, boleśnie, głęboko zraniony. Ale lepiej być tak zranionym niż nie kochać nikogo z lęku przed zranieniem.
Dlaczego boimy się zbliżyć do kogoś? Lęk przed intymnością często pojawia się po doświadczeniu emocjonalnej przemocy w związkach, może zwłaszcza tych z dzieciństwa. Zbytnie zbliżenie się do drugiej osoby będzie oznaczać odsłonięcie swoich słabych punktów, w których możemy zostać szczególnie mocno zranieni. Ale boimy się bliskości także dlatego, że będąc blisko, jest się też „z” i „dla”, co zakłada dzielenie się sobą, swoim czasem, zakłada rezygnowanie z siebie i tego, co moje i dla mnie, a my dziś lubimy życie wygodne. Bliskość z drugim może być wymagająca. Ale pomimo trudu, ryzyka, w nas wszystko woła o bliskość, o intymność, o głębokie relacje! Dzieci pokazują, jak wielka jest potrzeba intymności, bliskości w człowieku – ufne biegną do kochanych osób, przytulają się, całują, całymi godzinami mogą przebywać blisko danej osoby, siedzieć na kolanach z głowa opartą na piersiach… Tak zachowują się zdrowe dzieci, dopóki nie zostaną zranione – wtedy zaczynają budować wokół siebie mur. Ten mur – bywa – że zostaje na całe życie i jeszcze się powiększa… Takim ludziom intymność kojarzy się z krzywdą. Tacy ludzie bardzo pragną intymności, a jednocześnie bardzo się jej boją.
Ksiądz Krzysztof Grzywocz – rozważając tajemnicę czułej, intymnej miłości Boga – zwrócił uwagę na to, że słowo intymność zanika w naszej kulturze, ponieważ zanika doświadczenie Boga. Brak intymności z Bogiem zawsze czyni niezdolnym do mądrej, zdrowej intymności z człowiekiem. I na odwrót: brak intymności z człowiekiem rodzi brak intymności z Bogiem. Tam, gdzie nie ma wspólnoty, która daje poczucie bezpieczeństwa, delikatności, czułości – nigdy nie urzeczywistni się głęboka wieź-intymność z Bogiem. Ta intymność, czułość naszego Boga widoczna jest w przywitaniu marnotrawnego syna: ojciec wzruszył się głęboko, wybiegł mu naprzeciw, rzucił mu się na szyję, ucałował go.
Jest też inna, bardzo intymna scena z Ewangelii: spotkanie Jezusa z kobietą grzeszną w domu faryzeusza. Ona podeszła do stóp (!) Jezusa i zaczęła obmywać je łzami i ocierać swoimi włosami i całować je … Każdy element tego spotkania jest bardzo intymny, czuły. Jezus pozwala jej na okazanie Mu takiej czułości. Czy nie pozwoliłby i nam? Czy nie pragnie takich bliskich spotkań także z każdym z nas? Czy mamy odwagę tak czule do Niego się zbliżyć? W zapiskach mistyków, ludzi świętych jest dużo intymności. W “Dzienniczku” św. Faustyny jest jej bardzo dużo. Czytanie go pomaga nam oswajać się z intymnością, z wyrażaniem czułości, mądrej, zdrowej czułości w relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie samego.
Jest jeszcze jedno mocno poruszające, jeśli nie skandaliczne wręcz wydarzenie opisane w Ewangelii, wydarzenie, w którym cała uwaga skupia się na stopach – tym razem nie Jezusa, a Jego uczniów. To ostatnia Wieczerza (J 13). Jezus pochyla się przy każdym ze swoich uczniów, by mu umyć stopy. Jaka jest reakcja Piotra? – Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał.
Często mówi się, że Piotr tak zareagował, bo nie było w nim zgody na takie uniżenie się Mistrza, bo nie chciał, by On wykonywał czynność, która należała do sług. Pewnie rzeczywiście tak było. Ale może też dlatego nie chciał się zgodzić, by Jezus umył mu nogi, bo się po prostu wstydził…
Do przypomnienia tego wydarzenia z Wieczernika zainspirowała mnie pewna zaprzyjaźniona pani psycholog. Otworzyła mi oczy na jeszcze jeden wątek związany ze stopami, który mi umknął. Powiedziała tak: Stopy są intymne, bo śmierdzące, bo spocone, bo z odciskami, takie nieciekawe… stopy to jak życie, nie wszystko jest miłe i ładne, pachnące, często jest trudno, brudno, a dziś życie ma być tylko jak z obrazka… Bliskość, gdy pochylasz się by umyć stopy starzejących się rodziców. To jest wielka intymność i pokonanie wstydu, bo intymność to też wstyd, gdyż nie każdemu daję coś cennego, coś co trzymam tylko dla kogoś wyjątkowego, nie każdemu pokażę swoje serce i swoje brudne stopy. Osoby dalekie wpuszczam w butach, a stopy mogę pokazać tylko komuś, komu ufam.
Na zakończenie chcę powiedzieć: odwagi! I zaprosić każdego, kto czyta te słowa, do szczególnie bliskiego spotkania z Bogiem, może tak intymnego, na jakie jeszcze nigdy się nie odważyliśmy; do spotkania, na które pójdziemy boso; spotkania, na którym pozwolimy Jezusowi obmyć sobie stopy, …a może podejdziemy do Niego ze łzami i przełamując swój lęk i wstyd ucałujemy Jego stopy? Obraz Jezusa Miłosiernego przypomina każdemu z nas o Jego pragnieniu bliskości z nami, o Jego czułej i intymnej miłości, mimo naszych brudnych stóp.
s. M. Gaudia Skass ISMM
___________
Tekst publikowany w najnowszym numerze „Orędzia Miłosierdzia” 2024, nr 129. Pełny tekst do odsłuchania na platformach podcastowych oraz na kanale YouTube „Blisko Rahamim”. Zapraszamy!