Niektórzy głoszą, że aborcja jest w różnych sytuacjach dopuszczalna i potrzebna. Takim strasznym hasłom ulegają niektóre kobiety, namawiane nieraz przez mężczyzn i kuszone niestety przez inne osoby. Te kobiety – matki doświadczają często po dokonanej aborcji wielkiego cierpienia. Pojawia się trauma, do głosu dochodzą wyrzuty sumienia, ból i pytania o przebaczenie.
Nie morduj! (por. Wj 20,13)
Człowiekowi, który staje twarzą w twarz ze swoim grzechem, jest bardzo trudno się podnieść. O własnych siłach jest to niemożliwe. Ciężar winy przytłacza, dlatego pojawia się smutek, nieraz depresja, a bywa, że i rozpacz. Aborcja jest słowem, za którym kryje się porażająca prawda. Jest nią zaplanowane zabójstwo na zlecenie i to na dodatek własnego, maleńkiego, niewinnego dziecka.
Do zrozumienia, czym jest aborcja, nie potrzeba nawet odwoływać się do wiary i nauki Kościoła, bo jest to w pierwszej kolejności sprawa zwykłej wiedzy oraz nauki, która jednoznacznie stwierdza, że życie zaczyna się od poczęcia, od pierwszej komórki nowego organizmu ludzkiego. Powołany do życia człowiek rozwija się przez dziewięć miesięcy pod sercem swojej mamy. Nie jest ono jej częścią, jak jakiś narząd, typu nerka czy wątroba. Poczęty człowiek jest odrębną osobą, choć w tym momencie całkowicie zdany na własną matkę.
Bóg, który jest Stwórcą i ukształtował człowieka na swój obraz i podobieństwo, zastrzegł wyraźnie, że niedopuszczalne jest zabójstwo. Piąte przykazanie Dekalogu tłumaczone bywa nieraz dosłowniej i dosadniej jako zakaz mordu.
Tego słownictwa używała także św. Faustyna. Bóg dopuścił, że przynajmniej parokrotnie cierpiała niewymowne męki – jak napisała – dla zadośćuczynienia Bogu za dusze pomordowane w żywotach złych matek, co objawił jej sam Jezus. Kiedy to opisuje w „Dzienniczku”, poprzedza tę myśl następującą relacją: O godzinie ósmej dostałam tak gwałtownych boleści, że musiałam się natychmiast położyć do łóżka; wiłam się w tych boleściach trzy godziny (…). Żadne lekarstwo mi nie pomogło, co przyjęłam, to zrzuciłam; chwilami odbierały mi te boleści przytomność (Dz. 1276). Siostra Faustyna pisze dalej w tym samym numerze, że na samą myśl, że mogłaby jeszcze kiedyś w podobny sposób cierpieć, to dreszcz ją przenika, ale zaraz hojna miłością dodaje: Obym tymi cierpieniami uratować mogła choćby jedną duszę od morderstwa.
Bóg nie chce śmierci grzesznika (por. Ez 18,21-23.32)
Tak jak wielki jest grzech dzieciobójstwa, tak – na szczęście – jeszcze większe jest od ludzkiej winy Boże miłosierdzie. Tę prawdę wyraża wprost św. Paweł: Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5, 20). To najwspanialsza Dobra Nowina, której może uczepić się każdy grzesznik, jak tonący koła ratunkowego. Bóg, który potępia grzech, jednocześnie kocha grzesznika. Właśnie z tego powodu, że kocha grzesznika, potępia grzech, który sprowadza śmierć.
Choć człowiek, który dopuścił się zbrodni, jest obciążony wielką winą, to jednak Bóg nie pragnie jego śmierci. Wspaniale o tym przekonuje nas sam Pan w Księdze Ezechiela, kiedy ogłasza: A jeśliby występny porzucił wszystkie swoje grzechy, które popełniał, a strzegł wszystkich moich ustaw i postępowałby według prawa i sprawiedliwości, żyć będzie, a nie umrze. (…) Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci – wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się, a żyć będziecie (Ez 18, 21.32).
O wielkości Bożego miłosierdzia świadczy najprościej wielkość winy. Tak jak wielkie jest popełnione zło, tak jednocześnie na przeciwnej szali wagi jest jeszcze większe Dobro, którego Pan udziela tym, którzy chcą go od Niego przyjąć. Celnik Mateusz został przyjęty do grona apostołów, Piotr nawróciwszy się, utwierdzał swych braci, Szaweł po nawróceniu stał się apostołem narodów, a św. Augustyn z grzesznika stał się wielkim teologiem. Taki jest cud Bożej miłości miłosiernej, która pragnie wymiany: aby człowiek skruszonym sercem wyznał swoją winę grzech, za co otrzyma przebaczenie i nowe życie.
Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza,
chociażby grzechy jej były jako szkarłat (Dz. 699)
Oby te słowa Jezusa z „Dzienniczka” św. Faustyny mogły być usłyszane przez każdego grzesznika, przez każdą matkę, która podjęła decyzję zabicia swego dziecka, przez każdego mężczyznę, który przyczynił się do tego; przez kogokolwiek, kto nosi ciężar nie do udźwignięcia dla siebie z powodu zbrodni. Te słowa mają moc wejścia do cierpiącej duszy, by wnieść światło tam, gdzie jest ciemność i wlać nadzieję, gdzie jej zabrakło.
Dla Boga (…) nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37). Łaska Boża może przemienić człowieka i przynieść wyzwolenie, dać nowe życie. Tej prawdy doświadczyło wiele osób, które się nawróciły. Dotyczy to zarówno matek, ale i lekarzy czy innych osób, mających swój udział w aborcji.
Pierwszym krokiem jest ufność w Boże miłosierdzie. Wtedy poznanie nawet najstraszniejszej prawdy nie przytłoczy. Owszem, wzbudzi ból i żal, ale taki, który prowadzi do pojednania się z Bogiem, z drugim człowiekiem i z sobą samym.
Jezus czeka na każdego grzesznika w konfesjonale. Czeka cierpliwie i pełen miłosierdzia. Przyjście do spowiedzi może być nieraz bardzo trudne, ale jakże wielką radość mają ci, którzy po odpuszczeniu grzechów wracają wolni. Często towarzyszy temu uczucie jakby zrzucenia z siebie ogromnego ciężaru i jakiejś trudnej do opisania lekkości.
Wiele osób intuicyjnie chce pojednać się ze swoim uśmierconym dzieckiem. Rodzą się w sercu pytania pełne bólu: Czy to jest możliwe? Czy mogę spojrzeć w oczy memu dziecku? Trudno się dziwić tym rozterkom, ale uwierzywszy w nieskończoną dobroć Pana, który odpuszcza grzechy, trzeba śmiało uwierzyć w moc miłości, która jest większa od wszystkiego. Miłość nie pamięta złego (…), wszystko znosi (…), wszystko przetrzyma (1 Kor 13, 5.7). Tak. Można i potrzeba pojednać się ze swoim dzieckiem! Prosić o przebaczenie, uwierzyć w jego miłość i przytulić w duchu do siebie.
Nieocenioną pomoc przynosi także zaangażowanie się we wszystko, co jest przejawem działalności promującej i wspierającej życie od poczęcia. Jest to pomoc dzieciom, których życie jest zagrożone, jak i jego rodzicom czy innym osobom, które skłaniają się ku aborcji. Jest to także pomoc dla siebie samego. Ma ona charakter zadośćuczynienia za własne grzechy, a z punktu widzenia psychologicznego jest elementem terapeutycznym. Może być nią modlitwa w intencji dziecka poczętego, pomoc w edukacji innych osób, wspieranie finansowe organizacji typu pro-life czy podjęcie postu i różnych wyrzeczeń. Miłość jest pomysłowa i zapewne podpowie odpowiedni sposób dla każdego, kto pragnie takiego zaangażowania. Jezus polecił zapisać swojej Sekretarce, że podaje jej trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy – czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa (Dz. 742).
Pełnia pojednania zawiera także pogodzenie się z sobą samym. To bywa nieraz bardzo trudne. Ważne jest, żeby najpierw otrzymać przebaczenie od Boga i ze strony drugiej osoby. Takie obdarowanie uzdalnia do spojrzenia na siebie oczami wiary, że jestem kochany nie za coś, ale pomimo czegoś.
ks. Wojciech Rebeta
——————-
Tekst publikowany w cyklu: Pytania w blasku Miłosierdzia. W: „Orędzie Miłosierdzia” 2024, nr 129.