Czy tylko w tych wielkich?
Bóg kojarzy się z wielkimi sprawami i zadaniami. I słusznie, bo przecież wiara podpowiada to wszystko, co dotyczy naszego pochodzenia i przeznaczenia, grzechu i zbawienia, życia i śmierci – jednym słowem: spraw ostatecznych. Człowiek, który stoi przed decyzją na przykład zawarcia małżeństwa lub w obliczu poważnej choroby, czy gdy przychodzi jakaś klęska żywiołowa czy wojna, zadaje sobie i Bogu pytania o sens tych wydarzeń, o to, co należy robić.
To wszystko jest prawdą, ale czy to oznacza, że dla Boga liczą się tylko wielkie sprawy? A co ze zwyczajnym codziennym życiem, z jego drobiazgami, z tysiącem myśli, słów i reakcji podczas kolejnych godzin, które każdy spędza w domu, w pracy, na spacerze?
Jezus i pomarańcze
Pewnego razu Siostra Faustyna zastanawiała się nad tym, czy ma zjeść pomarańcze, czy nie. Otrzymała je zapewne jako chora, na pociechę, ale przyszła jej myśl, by nie jeść, bo jest Wielki Post, więc dobrze by było się umartwiać. Tłumaczyła sobie, że czuje się już lepiej. Wtedy usłyszała głos w duszy: Córko Moja, więcej Mi się podobasz, jeżeli z posłuszeństwa i z miłości ku Mnie jesz pomarańcze, aniżelibyś z własnej woli pościła i umartwiała się (Dz. 1023). To piękny przykład tego, że Jezus zna każdy szczegół ludzkiego serca, co się w nim dzieje. W tym przypadku dotyczył sprawy tak banalnej, jak jedzenie pomarańczy. Siostra Faustyna rozważała, co ma zrobić, a Jezus dał jej odpowiedź.
Ta historia przywołuje na myśl spotkanie uczniów ze Zmartwychwstałym, który pyta ich: Dzieci, macie coś do jedzenia? (J 21, 5). Oczywiście, te „kulinarne” przykłady są tylko pretekstem do nauki o sprawach o wiele ważniejszych. Jezus wykorzystuje te sytuacje, by wskazywać na prawdy wyższego rzędu.
Tak było choćby w czasie, gdy Sekretarka Bożego Miłosierdzia jako nowicjuszka pracowała w kuchni przy odlewaniu wody z kartofli. Garnek był dla niej za ciężki i nie dawała sobie z tym rady. Żaliła się Jezusowi, że nie potrafi sprostać tej czynności. Pan jej wysłuchał i obiecał wzmocnić siły. Tak też się stało i Siostra Faustyna już bez problemów mogła podjąć tę pracę. Jakież było jej zdziwienie, gdy podniosła pokrywę i ujrzała zamiast kartofli całe pęki czerwonych róż, tak pięknych, że trudno o nich napisać. Wtedy usłyszała w sercu: Taką ciężką twoją pracę zamieniam na bukiety najpiękniejszych kwiatów, a woń ich wznosi się do tronu Mojego (Dz. 65).
Ofiara szydełkiem
Pan, który pochyla się nad małymi sprawami, jest Bogiem z nami – Emmanuelem, Tym, który z miłości bierze pod uwagę to, co małe, niepozorne, bo sam człowiek jako Jego stworzenie jest samą nędzą. Bogu miłe są zatem także ofiary z małych rzeczy. Stają się jednak ważnymi i wielkimi w Jego oczach, bo choć same z siebie są niczym, nabierają wartości z powodu miłości, która je składa w ofierze.
Wymownym tego przykładem jest praca szydełkiem, którą podejmowała Siostra Faustyna. Pewnego razu poprosiła Pana, aby udzielił łaski nawrócenia tylu osobom, ile tego dnia zrobi ściegów szydełkiem. Na odpowiedź Jezusa, że zbyt śmiałe jest to żądanie, bo zbawienie każdej duszy wymaga ofiary, nie zrażona tym Święta powiedziała o swoich ograniczeniach, jakie zostały jej nałożone co do podejmowania pokut i wielkich umartwień. Dlatego prosiła nadal: Panie, przyjmij te drobiazgi z pieczęcią posłuszeństwa jako rzeczy wielkie. I usłyszała głos w duszy: „Córko Moja miła, czynię zadość prośbie twojej” (Dz. 961).
Ta historia jest doskonałą podpowiedzią, w jaki sposób każdy człowiek może składać miłe Bogu ofiary. Nie trzeba szukać rzeczy wielkich, wystarczą te z codzienności, byleby wypływały z czystego serca. Przykładowo, może to być ofiarowanie sprzątania pokoju, któremu towarzyszy prośba typu: Panie Jezu, tak jak ja teraz sprzątam, tak Ty, proszę, sprzątaj duszę bliskiej mi osoby, którą Ci polecam. Miłość potrafi wszystko ofiarować: każdą pracę, trening, rozmowę z drugim człowiekiem, podróż, samotność. Miłość jest pomysłowa i podpowie nastawienie serca.
Życie szare i monotonne
Niektórzy ludzie szukają ciągle mocnych i nowych wrażeń. Szukają zaspokojenia w ekstremalnych sportach, podejmują ryzyko w biznesie, chcą być w najlepszych miejscach na wakacjach. Dużo kupują, zwiedzają, są wszędzie tam, gdzie miałoby być centrum świata. Dla niektórych będzie nim przestrzeń internetowa, dla innych stadiony lub wielkie domy towarowe, jeszcze dla kogoś polityka, rozrywka, używki. Ten cały świat łatwo pochłania człowieka, który przestaje widzieć Boga, a szuka zaspokajania swojego „ja”.
Tymczasem dla człowieka wierzącego centrum jego życia jest Bóg. Odnaleźć Go można na Mszy św., w lekturze słowa Bożego, we własnym sercu na modlitwie. To wymaga jednak ciszy, skupienia, pragnienia Najwyższego i świadomego wyboru Boga, co wiąże się także z rezygnacją z różnych ofert tego świata. Wtedy codzienność, to co jest zwyczajne, nie smuci, nie wywołuje sprzeciwu ani poczucia jakiejś straty.
Siostra Faustyna zapisała: O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. Żadna godzina nie jest podobna do siebie, a więc szarzyzna i monotonia znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary (Dz. 62). Jej pragnieniem i zaspokojeniem był Chrystus. Zwierzała się: Z Nim idę do pracy, z Nim idę na rekreację, z Nim cierpię, z Nim się cieszę (…). Nigdy nie jestem sama, bo On mi jest stałym towarzyszem (Dz. 318).
Jezus w jednej z przypowieści przyrównuje królestwo niebieskie do skarbu ukrytego w roli. Człowiek, który go odnalazł, sprzedał wszystko, ażeby kupić tę rolę (por. Mt 13, 44). To prosty przepis na szczęście, które nie zależy od tego, gdzie człowiek jest i co robi, ale wynika ze skarbu, który jest w sercu. W takiej sytuacji codzienność nabiera zupełnie innego charakteru. Jest przepełniona Bogiem.
To również lekarstwo w życiu religijnym, w którym może czasem dochodzić do błędów, źle ukierunkowanej gorliwości, nastawienia na osiąganie niewłaściwych celów. Tak się dzieje na przykład, gdy ktoś goni za sensacjami, karmi się tylko cudownościami, szuka jedynie tego, co przekracza prawa przyrody. Istnieje wówczas niebezpieczeństwo, że choć cały czas myśli się o Bogu, dochodzi do rozminięcia się z Nim, bo szuka się Go nie tam, gdzie On czeka na człowieka.
Pięknie o świętym życiu w codzienności wypowiedział się kiedyś św. Jan Paweł II. W homilii podczas Mszy beatyfikacyjnej Marii i Alozjego Quattrocchi powiedział o nich: Inspirowani słowem Bożym i świadectwem świętych, ci błogosławieni małżonkowie przeżywali swoje zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny (21 X 2001). To ważna lekcja. Chodzi o zwyczajne życie, o małe sprawy, ale przeżywane z Bogiem, według Ewangelii jako duchowej konstytucji.
Gdy spoglądamy na małe rzeczy, które w oczach Pana mogą okazać się wielkie, bo naznaczone miłością, rodzi się w nas uwielbienie Bożego Miłosierdzia. Bo Pan pozwala się znaleźć, jest bardzo blisko, a w swej nieprześcignionej pokorze przyjmuje każdy drobiazg Jemu ofiarowany, jeśli wypływa z czystego serca.
ks. Wojciech Rebeta
——————–
Tekst publikowany w 131 numerze „Orędzia Miłosierdzia”.