Jestem alkoholowym abstynentem. Tarzałem się w alkoholu przez 20 lat i zostałem dotknięty przez łaskę Bożą. Tak, Boże miłosierdzie wkroczyło w moje życie, bez dwóch zdań. I wszystko się zmieniło!
Przedtem w moim życiu był tylko chaos. Niczego się już od życia nie spodziewałem… Tylko końca. Ale Bóg, w swoim nieskończonym miłosierdziu nie opuścił mnie, trzymał mnie za rękę…, wyciągnął mnie na brzeg, wyrwał z ciemności i dał mi drugą szansę. Alkohol, jak głodna bestia, siał spustoszenie we mnie i wokół mnie. Powoli traciłem przyjaciół. Nie rozmawiałem z nimi, przestaliśmy się widywać. Pustka i milczenie mnie przytłaczało. To powodowało, że piłem jeszcze więcej. Moja rodzina była dla mnie nieustannym wyrzutem. Osądzali mnie, dawali mi swoje lekcje, a to mnie doprowadzało do szału. Dlatego odsunąłem ich od siebie jak daleką wyspę, o której nie chciałem więcej słyszeć. Przez 20 lat żyliśmy odseparowani od siebie. Moje dzieci musiały dorastać beze mnie, pozbawione obecności ojca, który zaginął we mgle. Moje małżeństwo zwiędło jak kwiaty, które wskutek braku odżywiania umierają. Nad wszystkim dominowała gorycz. Byliśmy jak dwa cienie, które współistnieją, nie widząc się, nie dotykając się, nie rozmawiając, wcale się nie rozumiejąc. Moją kariera zawodowa była gwałtowna, krótkotrwała z brutalnymi upadkami, przelotnymi sukcesami i palącymi niepowodzeniami. Skończyło się na tym, że zszedłem na dalszy plan…, w oczekiwaniu na rentę, całkiem pozbawiony energii, zjedzony przez urazy. Znalazłem się w nicości, na dnie przepaści, sam naprzeciwko siebie. Byłem człowiekiem złamanym, pozbawionym wszystkiego, zdezorientowanym, na granicy ekstremum. Człowiekiem w opłakanym stanie fizycznym i umysłowym.
Podejmowałem próby leczenia, ale – bezowocnie, jak w przypadku wielu chorych alkoholików. Po ostatnim leczeniu w specjalistycznej klinice znowu upadłem. Do tego zachorowałem na covid, który też zrobił swoje. Nadmiar wolnego czasu sprawił, że znowu alkohol stał się moim codziennym towarzyszem. Bardzo przytyłem, stale drżałem, kiedy nie miałem kieliszka alkoholu, pociłem się przy najmniejszym wysiłku, dyszałem, z wielkim trudem dawałem radę wejść na pierwsze piętro w domu. Moja żona błagała mnie wciąż, aby iść znowu na leczenie, ale odmawiałem, zdecydowany, aby umrzeć. Jaka jest przyszłość dla alkoholika? Szpital, więzienie lub kostnica!
Bardziej, aby ją uspokoić, niż przez rzeczywiste przekonanie, obiecałem żonie, że pójdę na zebranie Anonimowych Alkoholików. Odszukałem numer telefonu, zadzwoniłem. Spotkanie miało się odbyć w Rambouillet wieczorem następnego dnia. Zanotowałem adres. Obiecałem, pójdę! Nazajutrz, wahałem się. Chciałem wymigać się od tego zebrania Anonimowych Alkoholików, jednak, kiedy przyszedł wieczór, pojechałem. Przynajmniej spróbuję… Zaparkowałem samochód naprzeciwko wskazanego adresu godzinę przed czasem, z butelką whisky przy sobie, oczywiście… Obserwowałem ludzi, którzy przekraczali oświetloną bramę, spodziewając się ujrzeć tłumy pijaków. Jednak nie zauważyłem nikogo podobnego. Wybiła godzina 20.30. Popchnąłem więc drzwi, które, jak się później okazało – a jeszcze tego nie wiedziałem – były drzwiami ku wybawieniu. Zobaczyłem, że w sali znajdują się zwyczajne osoby; wszyscy byli alkoholikami, niektórzy abstynentami, inni jeszcze nie. I wszystkie te osoby były szczęśliwe. Byłem poruszony przez historie, które słyszałem o ich życiu. Te historie, w istocie, były bardzo podobne do mojej.
Metoda spotkań osób AA ma następujące wskazania:
- Byliśmy alkoholikami, niezdolnymi, aby wziąć życie w swoje ręce.
- Prawdopodobnie żadna siła ludzka nie byłaby w stanie nas wyzwolić z alkoholizmu.
- Bóg może to zrobić, jeśli będziemy Go poszukiwać.
To była dla mnie rewelacja! Bóg może to zrobić, jeśli będziemy Go poszukiwać. Bóg może mnie wyrwać z tego piekła…
Nazajutrz rano, po szczególnie silnej nocy alkoholowej, prosiłem żonę, aby mnie zaprowadziła na pogotowie, by mnie zawieźli na leczenie. Jeszcze tego nie wiedziałem, że począwszy od tego dnia, nie wypiję już ani kropli alkoholu… Po wyjściu z tego leczenia, pospieszyłem na pierwsze zebranie Anonimowych Alkoholików i w następny wtorek, w dzień uroczystości Wszystkich Świętych 2022, przekroczyłem drzwi pięknego kościoła po tylu latach błąkania się… W Ewangelii św. Mateusza, w 9 rozdziale, w wersecie 13, Pan Jezus mówi: Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. We wspólnocie spotkałem się z braterskim przyjęciem, zostałem życzliwie wysłuchany i to mi pomogło, aby dalej kroczyć ku wyzdrowieniu oraz by wrócić do Boga. W podobny sposób Anonimowi Alkoholicy stali u mego boku w czasie spotkań na sali, gdy dzwoniłem do nich podczas mojego pobytu w szpitalu w zeszłym roku, gdy miałem operację na serce.
Jak odtąd zmieniło się moje życie?
Najpierw, po kilku miesiącach zdrowienia, odnalazłem moją rodzinę. Znowu zacząłem rozmawiać z żoną, wydaje mi się, że wróciło jej zaufanie do mnie i jestem pełen wdzięczności dla niej, zwłaszcza że była u mego boku przez tak wiele lat w tym doświadczeniu. Odżyły moje relacje z dziećmi, trochę wolniej, ale jaka to radość dla mnie dziś, że mogę z nimi rozmawiać.
Nie mam już przyjaciół z dawnych lat, ale mam za to nowych przyjaciół. Odnowiłem relacje z moją rodziną i wszystko to dodaje mi nowego zapału i ufności, by żyć tym, co zostało mi dane z łaski Boga.
Poprzednio żyłem w izolacji, pełen smutku, w rozczarowaniu wobec życia, pełen złych uczuć. Dziś nie jestem już sam, każdego ranka i wieczorem rozmawiam z Bogiem. Mam już zwyczaj, że opowiadam Mu o swoim życiu, o trudnościach, które napotykam, o swoich radościach, o tym, czego On ode mnie oczekuje. Powierzam Mu to, czego nie potrafię zrobić, i oddaję się Jego świętej woli. Nie jestem już sam. Jedynie Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu mógł mi ofiarować tę drugą szansę jak synowi marnotrawnemu z ewangelicznej przypowieści. To jest moje świadectwo o nieskończonym miłosierdziu Boga, który pochyla się nad największymi grzesznikami, kiedy zwracają się do Jego miłosierdzia i udziela im największych łask. W „Dzienniczku” św. Faustyny pod numerem 299 czytamy: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopóki się nie zwróci z ufnością do Mojego miłosierdzia.
Nie chcę zapomnieć o mojej przeszłości, być może trzeba było przejść przez to wszystko i dotknąć dna, aby odkryć sens słowa: pokora… Zaślepiony pychą, długo błąkałem się w ciemnościach, opłakując swój los i nie zdając sobie sprawy z cierpienia mych bliskich. Ale kiedy dotknąłem dna, w końcu skapitulowałem, zwróciłem się ku Jezusowi, jego Boskie światło zalało moje serce i dało mi drugą szansę, odrodzenie.
Dzisiaj moje życie jest poświęcone przede wszystkim miłości bliźniego. Należąc do Anonimowych Alkoholików, staję u boku dusz zranionych, walczących z demonem alkoholizmu, który ich pożera tak w normalnym życiu, jak i na oddziałach uzależnień w szpitalach psychiatrycznych. Jak więc nie okazać wdzięczności Bogu za Jego miłosierdzie? Jego nieskończona łaska przemieniła moją osobę i otworzyła mnie na nowe życie. Jezu ufam Tobie! Moja wdzięczność dla Niego za to wszystko, czego od Niego doświadczyłem, nie ma granic.
Patrick z Francji
————————
„Orędzie Miłosierdzia” 2024, nr 132