październik, listopad, grudzień
WYBRANE TEMATY
ŚWIĘCI SKARBEM NARODU
Jesień, a ściślej mówiąc listopad, kojarzy się z uroczystością Wszystkich Świętych oraz z obchodzonym 11 listopada Narodowym Świętem Niepodległości, które upamiętnia odzyskanie przez Polskę wolności w 1918 roku po 123 latach niewoli (1795-1918). Czy istnieje jakiś związek między tymi świętami, między świętością a wolnością, między świętymi a narodowym dziedzictwem? Jaką rolę odrywają święci w dziejach narodu? Na pozór marginalną, bo wielu z nich żyje w ukryciu, w tak zwanej szarej codzienności – bez rozgłosu, mikrofonów, kamer czy fleszu aparatów fotograficznych – rzetelnie wykonując swoje obowiązki rodzinne, zawodowe, społeczne… A jednak ich oddziaływanie we wszystkich dziedzinach życia narodowego jest niezwykle znaczące. Mówi o tym cała historia naszej Ojczyzny, która od 1058 lat swą tożsamość buduje w oparciu o wartości chrześcijańskie, oraz współczesność, w której żyje nasze pokolenie.
To święci, nie tylko kanonizowani, są solą ziemi i światłem dla świata, dla każdej rodziny, wspólnoty, narodu i całej ludzkości, bo w nich i przez nich działa Bóg. Oni Mu ufają i czynią Jego wolę, bo są przekonani, że On chce jedynie dobra człowieka. Kochając Boga, kochają też świat, który On stworzył i przysposobił do naszej ziemskiej wędrówki do domu Ojca Niebieskiego. Uczciwie pracują, nie wchodzą w żadne układy korupcyjne, szanują siebie i innych ludzi, także nieprzyjaciół, wolni są od nienawiści, zakłamania, pragnienia zemsty, panują nad sobą oraz skupiają się na świadczeniu dobra najbliższym i tym, którzy są w potrzebie, a także całemu narodowi. Żyjąc tak zwyczajnie, wskazują właściwe drogi do pełni szczęścia, radości i wolności. To oni sprawiają, że ludzkość nie żyje w całkowitych ciemnościach i pustce, nie ginie w moralnym potopie, chaosie różnych ideologii, głosów fałszywych proroków, którzy obiecują raj na ziemi, a prowadzą do różnego rodzaju uzależnień i zniewoleń, a co najważniejsze – do utraty życia wiecznego z Bogiem.
W całej historii aż po czasy współczesne ogromną rolę we wszystkich dziedzinach życia odgrywali i odgrywają ludzie wierni wartościom chrześcijańskim. Najlepiej ten proces ich oddziaływania na życie każdej wspólnoty, także narodowej i międzynarodowej, można dostrzec na przykładzie świętych kanonizowanych. Wystarczy spojrzeć na dzieło ewangelizacji św. Wojciecha, które do dzisiaj przynosi owoce; na męczeńską śmierć św. Stanisława, biskupa, która ciągle przypomina o tym, że prawo Boże jest dobrem dla każdego człowieka i trzeba je szanować. Życie św. Jadwigi, królowej, uczy, że wszyscy powołani są do świętości, także przywódcy państw, a ich władza winna być w każdej przestrzeni służbą wobec tych, do których Bóg ich posyła. Święty Maksymilian Kolbe, człowiek mediów katolickich, ewangelizator Japonii oraz założyciel Rycerstwa Niepokalanej, pokazuje, jak pięknie można żyć nawet w czasach pogardy i w ekstremalnych warunkach. Wpływ św. Jana Pawła II na życie Kościoła i świata mogliśmy obserwować na przełomie ostatnich dwóch stuleci. Mówi się nawet o pokoleniu JPII. Jego życie i papieskie posługiwanie toczyło się na oczach świata, a życie św. Siostry Faustyny Kowalskiej – w całkowitym ukryciu. A przecież to właśnie ona została wysłana przez Boga z prorocką misją do świata jako apostołka Bożego Miłosierdzia. Jej wpływ na życie Kościoła i świata dostrzegalny jest przysłowiowym gołym okiem. Nie chodzi tu tylko o powszechnie praktykowane w Kościele nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego w formach, które przekazał jej Jezus, lecz także o ukazanie we współczesnym świecie nowości stylu chrześcijańskiego życia, co podkreślił papież Benedykt XVI, mówiąc: Wielkim pragnieniem tej świętej kobiety było umieszczenie miłosierdzia Bożego w centrum wiary i życia chrześcijańskiego. Dzięki sile swojego duchowego życia ukazała w pełnym świetle – i to właśnie w naszych czasach, które poznały okrucieństwo oficjalnych ideologii – nowość przesłania chrześcijańskiego. (…)
s. M. Elżbieta Siepak ISMM
TRZY SŁOWA
Kiedy wychodzę z domu, to mogę idąc szybkim krokiem znaleźć się w ciągu 8 minut przed obrazem Jezusa Miłosiernego w krakowskich Łagiewnikach. Mieszkam tu już ponad 30 lat i obserwowałem, jak skromna zakonnica została wyniesiona na ołtarze, a spokojne miejsce, zwane przez miejscowych Górką, przemieniało się w światowe centrum kultu Bożego Miłosierdzia. Muszę przyznać, że wzrastanie w cieniu tego Sanktuarium miało ważny wpływ na moje życie. Ostatnio uświadomiłem sobie również, że do wielu treści, które przekazała św. Faustyna, musiałem po prostu dorosnąć, zapewne do części z nich nadal dojrzewam.
Spoglądam dziś na obraz, o którego namalowanie Jezus prosił swoją sekretarkę św. Faustynę, a który znajduje niemal w każdym kościele i w wielu domach. Czytam trzy słowa widniejące na nim, którymi często modlę się sam i z rodziną. Wiem, że prawda w nich zawarta jest jedyną sensowną receptą na dziwne czasy, w jakich przyszło nam żyć. Te trzy niepozorne słowa niosą też ze sobą rewolucyjny, ale jedyny skuteczny program dla człowieka, by on wygrał życie. Są tym samym nadzieją dla świata.
Jezu
Nie jestem na pierwszym miejscu. To trudna prawda, bo wymagająca codziennego zmagania z sobą, ale słuszna, mająca na celu moje dobro. Każdy pragnie posiadać umiejętność mądrego decydowania, układania spraw na właściwym miejscu i we właściwej kolejności. To jest możliwe – receptę podał dawno temu św. Augustyn, zapewniając, że tak się stanie, jeśli Boga postawię na pierwszym miejscu. Oddanie pierwszeństwa Bogu zmienia perspektywę patrzenia na wszystko, np. na zaspokajanie potrzeb swoich i rodziny, gromadzenie dóbr materialnych, kryzys wieku średniego, puste gniazdo, samotność u schyłku życia…
Spodobało się Bogu zbawić świat i człowieka przez Wcielenie swego Syna. Odległy niegdyś Bóg zaprasza do bliskiej relacji. Zwracam się bezpośrednio do Niego po imieniu, tak jak On czynił względem ludzi, co zaznaczono na kartach Ewangelii. On nieustannie zaprasza: Zaprzyjaźnij się ze Mną, mów Mi po imieniu, nie obawiaj się poznać Mnie bliżej, zawsze możesz Mnie zawołać, jestem blisko ciebie. Wypowiadając imię Jezus, jednocześnie wyznaję wiarę, ponieważ wypowiadam to, co ono oznacza: Bóg zbawia. Wreszcie użycie wołacza nie jest przypadkowe – proszę Jezusa o pomoc.
W nowszych przekładach Pisma Świętego znajdujemy już raczej formę: Jezusie. Występująca tu, znana ze staropolskich przekładów Biblii czy pieśni religijnych, forma: Jezu wynika z różnych sposobów asymilacji w języku polskim wyrazów obcych o zakończeniach: us. Stąd spotykane też w niektórych tekstach słowo Chryst. Dla mnie to zakorzenione w wielowiekowej tradycji skrócenie imienia Jezusa podkreśla jeszcze bardziej Jego zaproszenie do zażyłej relacji z Nim.
Ufam
To coś więcej niż wierzę w Boga. Święty Jakub w swoim liście napisał, że złe duchy też wierzą i drżą. Chodzi raczej o to, by wierzyć Bogu. Zatem znowu mowa o relacji. Jezus zaprasza do zaryzykowania głębokiej wiary, ponieważ tylko wtedy będę zdolny zobaczyć Jego niepojętą miłość do mnie i jej konsekwencje w moim życiu. Powierzchowność w relacjach z człowiekiem do niczego nie zobowiązuje, nie daje oparcia w chwilach trudnych, gdy potrzebna jest pomoc. Jezus jest inny – cieszy się z każdej relacji, ale delikatnie zachęca: zaufaj Mi jeszcze bardziej. (…)
Andrzej Grudzień
ZESZYTY MIŁOŚCI PEŁNE (2)
Miłosierdzie jest „naj!”
Jakim jest Bóg w istocie swojej, nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział: Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego (Dz. 30). Pan udzielił mi wiele światła poznania Jego przymiotów. Pierwszym przymiotem, jaki mi Pan dał poznać ⎯ to Jego świętość. Świętość ta jest tak wielka, że drżą przed Nim wszystkie Potęgi i Moce. Duchy czyste zasłaniają swoje oblicze i pogrążają się w nieustannej adoracji, a jeden ich tylko wyraz największej czci, to jest ⎯ Święty… Świętość Boga rozlana jest na Kościół Boży i na każdą w nim żyjącą duszę ⎯ jednak nie w równym sobie stopniu. Są dusze na wskroś przebóstwione, a są też dusze zaledwie żyjące. Drugie poznanie udzielił mi Pan ⎯ to jest Jego sprawiedliwość. Sprawiedliwość Jego jest tak wielka i przenikliwa, że sięga w głąb istoty rzeczy i wszystko wobec Niego staje w obnażonej prawdzie, i nic się ostać by nie mogło. Trzecim przymiotem jest miłość i miłosierdzie. I zrozumiałam, że największym przymiotem jest miłość i miłosierdzie. Ono łączy stworzenie ze Stwórcą. Największą miłość i przepaść miłosierdzia poznaję we Wcieleniu Słowa, w Jego odkupieniu, i tu poznałam, że ten przymiot jest największy w Bogu (Dz. 180).
Zawsze, gdy mówimy o Panu Bogu, dotykamy tajemnicy. I choć wiemy, że tej tajemnicy nigdy nie zgłębimy, pragniemy jednak poznawać Boga, zbliżać się do Niego, chcemy mieć z Nim coraz głębszą relację. W tym fragmencie „Dzienniczka“ Jezus mówi jasno, że istoty Boga nie poznamy, ale możemy zbliżać się do Niego przez rozważanie Jego przymiotów, czyli mówiąc naszym językiem: cech charakterystycznych, właściwości. Wiemy, że wszystkie cechy Boga są pełnią, są doskonałe i nic w Nim nie jest większe ani mniejsze. A jednak Siostra Faustyna napisała, że miłosierdzie jest największym przymiotem Pana Boga. Jak to rozumieć? To jest ciekawy wątek. W naszych czasach papieże także mówili o miłosierdziu Bożym, używając przedrostka: naj. Jan Paweł II mówił o miłosierdziu Bożym jako najwspanialszym przymiocie Boga, zaś Jan XXIII mówił, że jest najpiękniejszym przymiotem Boga. Używając przedrostka naj, wynosili miłosierdzie ponad inne przymioty Boga. Jednak, zanim oni zaczęli tak odważnie mówić o miłosierdziu Boga, Siostra Faustyna pisała, że miłosierdzie jest największym Jego przymiotem. Jak to rozumieć, skoro w Bogu wszystkie przymioty są równe, doskonałe, nieskończone? Otóż miłosierdzie jest największe w sensie działania Boga na zewnątrz, wobec nas, w znaczeniu tego, czego człowiek doświadcza. Pan Bóg daje nam doświadczyć przede wszystkim swojej miłości miłosiernej, swojego przebaczenia. Świętość Jego i sprawiedliwość jest doskonała i jest w Nim pełnią, ale w tym, jak On się do nas odnosi, jak się do nas zwraca, jak się z nami komunikuje, jak wychodzi ku nam, to jest przede wszystkim miłosierdzie, bo tego jako słabi i grzeszni najbardziej potrzebujemy. (…)
s. M. Gaudia Skass ISMM
SPOTKANIA Z PIELGRZYMAMI
Shereen Yusuff, mieszka w USA. Przez 20 lat była ateistką, później powróciła do islamu, a następnie przyjęła wiarę katolicką. Po 16 latach pracy w charakterze inżyniera, specjalisty w dziedzinie nafty, została trenerem oddechu, a obecnie pracuje dla rządu federalnego w Waszyngtonie.
Od niewiary przez islam do katolicyzmu
Jak wyglądała Twoja droga do wiary katolickiej?
Dorastałam jako muzułmanka na Bliskim Wschodzie. Połowę dzieciństwa spędziłam w Omanie, drugą połowę w Indiach. W Omanie prawie wszyscy wokół mnie byli muzułmanami, a kiedy dorastałam, większość moich przyjaciół była hinduistami lub buddystami. Znałam bardzo niewielu chrześcijan i tak naprawdę nie wiedziałem zbyt wiele o tej religii. W wieku 19 lat odbyłam staż w Chinach i wtedy spotkałam ludzi, którzy w ogóle nie wyznawali żadnej religii. Było to dla mnie bardzo zaskakujące, ponieważ zawsze traktowałam religię jako część tożsamości – jako coś, co trzeba mieć jak imię. Kiedy zdałam sobie sprawę, że można nie należeć do żadnej religii, zdecydowałam się z niej zrezygnować, bo czułam, że ludzie zabijają się, walczą i manipulują sobą w imię religii. Naprawdę wierzyłam, że bez religii byłoby o wiele więcej pokoju na świecie. Tak więc od późnej nastolatki do wczesnych lat trzydziestych nie myślałem zbyt wiele o Bogu.
Dorastając, byłam także sportowcem. Grałam w tenisa półprofesjonalnie, potem brałam udział w maratonach, ultramaratonach i w końcu zaczęłam uprawiać wspinaczkę górską. Podczas jednej z wypraw zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie wytrzymać bólu, jakiego doświadczałam z powodu zimna. Wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że moja niezdolność do wytrzymania zimna ma coś wspólnego ze sposobem, w jaki oddychałam podczas wspinaczki. Jednak samo wspinanie bardzo mi się podobało i chciałam je kontynuować, więc zaczęłam szukać nauczycieli, którzy pomogliby mi znieść zimno. Wtedy spotkałam niejakiego Wima Hofa, który uczył ludzi, jak wytrzymać bardzo niskie temperatury, oddychając w określony sposób. Z tego powodu w 2019 roku przyleciałam do Polski, aby spędzić tydzień na szkoleniu się w tej metodzie oddychania.
Przy tej okazji po szkoleniu chciałam zobaczyć Polskę, więc wybrałam się w podróż z przyjacielem. W czasie tej podróży w Warszawie przeżyłam swoje pierwsze duchowe spotkanie z Bogiem. Pamiętam, jak siedziałem przy stole z kilkoma przyjaciółmi i poczułam, że Ktoś znacznie większy ode mnie patrzy na mnie z góry. Poczułam dużo miłości w moim sercu, a także to, że ta Istota była dumna ze mnie. Uczucie miłości, które zalewało moje serce, było tak wielkie, że nie mogłam powstrzymać radości, którą czułam w sobie. To doświadczenie wywarło na mnie ogromny wpływ. Gdy wróciłam do Houston, poszukiwałam odpowiedzi na to, czego doświadczyłam. Coś w moim sercu mówiło mi, że to, czego szukam, nie zostanie znalezione na zewnątrz mnie, ale przyjdzie od wewnątrz. Zaczęłam więc siedzieć w ciszy i czekać na odpowiedź, aż nadejdzie z wnętrza. To cisza i spokój, które spędzałam każdego dnia doprowadziły mnie do poznania Boga. Po kilku miesiącach siedzenia w ciszy zacząłem słyszeć głos i poczułam w sobie poruszenie, które nie było moje.
W czerwcu 2019 roku zdecydowałam się wrócić do islamu. Zaczęłam studiować tę religię, by rozumieć wszystko, co mówię podczas modlitwy, i cel tego wszystkiego, co robię. Byłam mile zaskoczona, gdy odkryłam, że islam jest bardzo piękną religią. Ale jednak wyczułam, że jest coś głębszego, do czego jeszcze nie sięgnęłam. Zaczęłam więc modlić się do Allaha (Boga) z prośbą o nauczyciela, gdyż czułam, że w mojej duchowej podróży mogę pójść dalej tylko wtedy, gdy będę miała nauczyciela. 25 października 2020 roku, modląc się w ten sposób, odczułam obecność Jezusa Chrystusa i usłyszałam słowa: Pójdź za Mną. Nie rozumiałam wówczas znaczenia tych słów, ale cieszę się, że poszłam za tym wezwaniem. Podróż od islamu do katolicyzmu mimo tego doświadczenia wcale nie była łatwa, ponieważ moja rodzina była bardzo zrozpaczona tą decyzją. (…)
Za rozmowę dziękuje s. M. Faustia Szabóová ISMM
W BLASKU MIŁOSIERDZIA
Co wiemy o niebie?
Badania opinii społecznej Polaków ujawniają, że większość naszych rodaków wierzy w Boga. Nie oznacza to jednak, że wszyscy podzielają naukę Kościoła co do poszczególnych prawd wiary, także tych fundamentalnych, dotyczących rzeczy ostatecznych. Tylko nieco ponad jedna trzecia ankietowanych osób jest przekonana, że po śmierci trafimy do nieba, piekła lub czyśćca. Pozostali respondenci nie wiedzą, co nastąpi po śmierci lub nie wierzą w ogóle w życie po śmierci (badania CBOS z 2015 roku).
Co się dzieje po śmierci?
Święta Faustyna zapisała w „Dzienniczku”: O, jak bardzo się dziwię, że ludzie niektórzy sami siebie oszukują, którzy mówią: nie ma wieczności (Dz. 990). Sam Jezus zapewniał ją o ostatecznym przeznaczeniu jej życia, które wybiega poza ten świat i w pełni realizuje się w wieczności. Przywołajmy jej rozmowę z Panem: Kiedy przyjęłam Komunię Świętą, powiedziałam Mu: „Jezu, tyle razy myślałam dziś w nocy o Tobie”, a Jezus mi odpowiedział: „I Ja myślałem o tobie, nim cię powołałem do bytu”. – „Jezu, w jaki sposób myślałeś o mnie?” – „O sposobie przypuszczenia cię do wiekuistego szczęścia Mojego” (Dz. 1292).
Prawda o zmartwychwstaniu Jezusa po śmierci jest centralnym wydarzeniem w dziejach świata i fundamentem naszej wiary. Święty Paweł pisał do Koryntian: Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? (…) A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. (…) Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 Kor 15, 12.17.20). Ostatnie zdanie z tego fragmentu jest godne podkreślenia, bo oznacza, że zmartwychwstanie dotyczy nie tylko Chrystusa, ale że przeznaczeniem każdego człowieka jest po śmierci życie bez końca.
Bardzo jest poruszające świadectwo Natalii Grzelak, rodzonej siostry św. Faustyny (Heleny), która spisała je w 1993 roku, na kilka lat przed swoją śmiercią w 1997 roku. Opisuje, że zanim dowiedziała się o śmierci Heleny – Siostry Faustyny, zmarłej 5 października 1938 roku – przeżyła dziwne zdarzenie. Pewnego wieczoru, gdy z mężem położyła się do snu, zobaczyła otwarte drzwi i podchodzącą do jej łóżka swą siostrę Helenkę. Była bielutka jak opłatek i miała złożone ręce. I powiedziała: Przyszłam się z tobą pożegnać, bo odchodzę. Zostań z Bogiem. Nie płacz, nie wolno płakać. Następnie pocałowała Natalię w policzek i wyszła. Natalia z wrażenia nie mogła wydusić z siebie słowa, a potem zaczęła płakać. Helena wróciła i powtórzyła jej te słowa, żeby nie płakała. Rano Natalia pojechała na wieś i tam dowiedziała się, że jej siostra nie żyje.
Jakie jest niebo?
Życie po śmierci będzie zupełnie inne jakościowo od życia na ziemi. (…)
ks. Wojciech Rebeta
ŚWIADECTWA
Boże miłosierdzie wkroczyło w moje życie
i wszystko się zmienił0
Jestem alkoholowym abstynentem. Tarzałem się w alkoholu przez 20 lat i zostałem dotknięty przez łaskę Bożą. Tak, Boże miłosierdzie wkroczyło w moje życie, bez dwóch zdań. I wszystko się zmieniło!
Przedtem w moim życiu był tylko chaos. Niczego się już od życia nie spodziewałem… Tylko końca. Ale Bóg, w swoim nieskończonym miłosierdziu nie opuścił mnie, trzymał mnie za rękę…, wyciągnął mnie na brzeg, wyrwał z ciemności i dał mi drugą szansę. Alkohol, jak głodna bestia, siał spustoszenie we mnie i wokół mnie. Powoli traciłem przyjaciół. Nie rozmawiałem z nimi, przestaliśmy się widywać. Pustka i milczenie mnie przytłaczało. To powodowało, że piłem jeszcze więcej. Moja rodzina była dla mnie nieustannym wyrzutem. Osądzali mnie, dawali mi swoje lekcje, a to mnie doprowadzało do szału. Dlatego odsunąłem ich od siebie jak daleką wyspę, o której nie chciałem więcej słyszeć. Przez 20 lat żyliśmy odseparowani od siebie. Moje dzieci musiały dorastać beze mnie, pozbawione obecności ojca, który zaginął we mgle. Moje małżeństwo zwiędło jak kwiaty, które wskutek braku odżywiania umierają. Nad wszystkim dominowała gorycz. Byliśmy jak dwa cienie, które współistnieją, nie widząc się, nie dotykając się, nie rozmawiając, wcale się nie rozumiejąc. Moją kariera zawodowa była gwałtowna, krótkotrwała z brutalnymi upadkami, przelotnymi sukcesami i palącymi niepowodzeniami. Skończyło się na tym, że zszedłem na dalszy plan…, w oczekiwaniu na rentę, całkiem pozbawiony energii, zjedzony przez urazy. Znalazłem się w nicości, na dnie przepaści, sam naprzeciwko siebie. Byłem człowiekiem złamanym, pozbawionym wszystkiego, zdezorientowanym, na granicy ekstremum. Człowiekiem w opłakanym stanie fizycznym i umysłowym.
Podejmowałem próby leczenia, ale – bezowocnie, jak w przypadku wielu chorych alkoholików. Po ostatnim leczeniu w specjalistycznej klinice znowu upadłem. Do tego zachorowałem na covid, który też zrobił swoje. Nadmiar wolnego czasu sprawił, że znowu alkohol stał się moim codziennym towarzyszem. Bardzo przytyłem, stale drżałem, kiedy nie miałem kieliszka alkoholu, pociłem się przy najmniejszym wysiłku, dyszałem, z wielkim trudem dawałem radę wejść na pierwsze piętro w domu. Moja żona błagała mnie wciąż, aby iść znowu na leczenie, ale odmawiałem, zdecydowany, aby umrzeć. Jaka jest przyszłość dla alkoholika? Szpital, więzienie lub kostnica!
Bardziej, aby ją uspokoić, niż przez rzeczywiste przekonanie, obiecałem żonie, że pójdę na zebranie Anonimowych Alkoholików. Odszukałem numer telefonu, zadzwoniłem. Spotkanie miało się odbyć w Rambouillet wieczorem następnego dnia. Zanotowałem adres. Obiecałem, pójdę! Nazajutrz, wahałem się. Chciałem wymigać się od tego zebrania Anonimowych Alkoholików, jednak, kiedy przyszedł wieczór, pojechałem. Przynajmniej spróbuję… Zaparkowałem samochód naprzeciwko wskazanego adresu godzinę przed czasem, z butelką whisky przy sobie, oczywiście… Obserwowałem ludzi, którzy przekraczali oświetloną bramę, spodziewając się ujrzeć tłumy pijaków. Jednak nie zauważyłem nikogo podobnego. Wybiła godzina 20.30. Popchnąłem więc drzwi, które, jak się później okazało – a jeszcze tego nie wiedziałem – były drzwiami ku wybawieniu. Zobaczyłem, że w sali znajdują się zwyczajne osoby; wszyscy byli alkoholikami, niektórzy abstynentami, inni jeszcze nie. I wszystkie te osoby były szczęśliwe. Byłem poruszony przez historie, które słyszałem o ich życiu. Te historie, w istocie, były bardzo podobne do mojej. (…)
Patrick z Francji
VADEMECUM APOSTOŁA MIŁOSIERDZIA
Poznanie Boga
Każdy człowiek nosi w sobie pragnienie poznania Boga, choć może nie ma takiej świadomości, bo każdy został stworzony przez Niego, na Jego obraz i podobieństwo. Z tego naturalnego pragnienia powstawały na przestrzeni dziejów różne religie, wierzenia, modlitwy…, gdyż tak potężny jest kod Stwórcy wpisany w ludzkie serce. Bóg bowiem z jednego [człowieka] wyprowadził cały rodzaj ludzki, aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi. Określił właściwe czasy i granice ich zamieszkania, aby szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 26-28). Bóg, obdarzając człowieka rozumem i wolnością, wpisał w jego serce zaproszenie do szukania Go, poznawania i do wejścia w relację z Nim, aby swoje stworzenie obdarzyć szczęściem w życiu ziemskim i w wieczności. Choć poznanie Stwórcy jest możliwe na przysłowiowe wyciągniecie ręki, gdyż w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas, bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, to Bóg pozostawił człowiekowi absolutną wolność w myśleniu i działaniu.
Człowiek może przyjąć zaproszenie swego Stwórcy i, patrząc choćby na dzieło stworzenia, odkrywać nie tylko Jego istnienie, ale także poznawać Jego mądrość, piękno czy wszechmoc. Pytając, skąd się to wszystko wzięło (Kto tak wspaniale urządził świat i kosmos, Kto tak naprawdę panuje nad żywiołami i prawami natury) oraz zastanawiając się nad niewypowiedzianym pięknem, jakie kryje się w przyrodzie, nad tym, jak genialnie został stworzony człowiek, gdy w jednej komórce macierzystej zawarty jest cały jego potencjał – odkrywa Istotę wyższą od siebie, wie, że istnieje Bóg. Święty Augustyn napisał: Zapytaj piękno ziemi, morza, powietrza, które rozprzestrzenia się i rozprasza; zapytaj piękno nieba…; zapytaj wszystko, co istnieje. Wszystko odpowie ci: Spójrz i zauważ, jakie to piękne. Piękno tego, co istnieje, jest jakby wyznaniem. Kto uczynił całe to piękno poddane zmianom, jeśli nie Piękny, nie podlegający żadnej zmianie?.
Refleksja nad istnieniem i pięknem świata oraz człowieka w jego cielesności i wymiarze duchowym prowadzi do wniosku, że istnieje Byt wyższy, nie mający ani początku, ani końca, który jednak daje początek i sens wszelkiemu istnieniu. Dlatego w Piśmie Świętym czytamy: Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za bóstwa, które rządzą światem (Mdr 13,1-9). Psalmista podsumował takiego człowieka krótko, mówiąc: Mówi głupi w swoim sercu: „Nie ma Boga” (Ps 53, 2). Odnosząc się do tego tematu w swoim Liście do Rzymian św. Paweł napisał: To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich [ludzi], gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.. Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów. Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki (Rz 1. 19-25).
Nieszukanie Boga, niepoznanie Go z dzieła stworzenia jest winą, która pociąga za sobą bardzo poważne skutki w życiu człowieka: uleganie pożądliwościom ciała, kłamstwu, bałwochwalstwu…, bo człowiek zamiast odkrywać Żyjącego i wzrastać w relacji z Nim, czyni sobie bożków i staje się ich niewolnikiem. Powody, dla których człowiek nie odkrywa prawdziwego Boga, mogą być bardzo różne: może to być zwykła niewiedza, wychowanie w rodzinie i środowisku ateistycznym, bunt przeciw obecności zła w świecie (jeśli istnieje Bóg, to dlaczego jest cierpienie i zło?), zbytnia koncentracja na dobrach doczesnych (bogactwo, przyjemności, sława, władza), prądy umysłowe wrogie religii i lansujące styl życia bez Boga, ukazujące Go jako Kogoś, kto jest przeszkodą dla rozwoju i szczęścia człowieka. W końcu przeszkodą do poznania Boga może być złe świadectwo ludzi wierzących, a także skłonność człowieka po grzechu do ukrywania się ze strachu przed Bogiem w sytuacji, gdy popełnia jakieś zło, oraz niechęć czy lenistwo w podejmowaniu wysiłku duchowego. (…)
s. M. Elżbieta Siepak ISMM